czwartek, 17 kwietnia 2014

Od Katherine: Zadanie 9

Szczotkowałam konia, kiedy zobaczyłam że na teren stajni wjechał obcy jeździec na koniu. Wyszłam zobaczyć kto to.

- Katherine! - Zawołał uradowany.
- Shay! - Odparłam zaskoczona. - Co tu robisz?
- Szukam przeznaczenia. - Przewrócił oczami. - Jedziesz w teren?
- Dokładnie. - Podciągnęłam popręg. - Pojadę z tobą do Jokaru.
- Moja stajnia jest obok drogi...
- Jedziemy. - Wskoczyłam bez problemu na konia i po chwili szarpania się z Dolce ruszyłam za chłopakiem.

Dopiero po wjechaniu na szerszą ścieżkę w lesie, zrównałam się z nim. Potem zaczęliśmy się przepychać. Mogłam się domyśleć, że to się źle skończy. W końcu serio zrzucił mnie z konia, a wtedy Dolce się spłoszyła i pogalopowała. Przeklęłam głośno.

- Język, Narcise. - Upomniał mnie.
- Dolce jest nieprzewidywalna! - Rzuciłam. - Może być gdziekolwiek!
- Wsiadaj. - Wyciągnął do mnie rękę. - Pojedziemy tą ścieżką, a kiedy nie będzie jej w mojej stajni, bo to prosta ścieżka, wrócimy tutaj.

Chwyciłam jego przedramię, a on mnie podciągnął. Usadowiłam się przed nim, kiedy ten chwycił wodze.

- Znowu ta sytuacja...
- Nie przypominaj mi. - Posmutniałam. - Zerwaliśmy już rok temu. Czas o tym zapomnieć.
- Nigdy o tym nie zapomnę... - Wtulił twarz w moje włosy.
- Shay! - Syknęłam ostro. - Skończ! Martwię się o Dolce! Pomożesz mi czy mam wrócić po Shadow'a siostry?!

Chłopak tylko cicho westchnął i ruszył od razu galopem. Sądząc po szybkości Dolce, mogła już być wszędzie... nawet na autostradzie...  Przerażona rozglądałam się wszędzie, jednak jej nie było. Chłopak zatrzymał konia przy jeziorze.

- Czemu?! - Warknęłam, już podenerwowana.
- Rina, jedziemy cały czas galopem. - Spojrzał na nią. - Muszę napoić Nazareta i dopiero wtedy możemy ruszać.
Spojrzałam jak kary koń nachyla się do czystego źródła. Usiadłam na zboczu i przyciągnęłam kolana pod brodę. Gdzie była Dolce? Zamknęłam oczy. Nie wiem, czy to przez zmęczenie albo nerwy, ale chyba zasnęłam...

Obudziłam się pod wpływem turbulencji. Dopiero po chwili zrozumiałam co się dzieję. Siedziałam w ramionach Shay'a na Nazarecie. Jeździec kontynuował poszukiwania i mnie nie obudził... Uśmiechnęłam się lekko, po czym zrozumiałam, że zerwaliśmy. Odsunęłam się lekko od niego, tak żeby nie spaść .

- Rina...  -  Szepnął mi cicho do ucha.

Wzdrygnęłam się, czując jego ciepły oddech na twarzy. Chciałam już mu coś powiedzieć, kiedy wskazał na śniadą klacz, pasącą się między drzewami. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Zsiadłam z konia i postanowiłam podejść do niej. Powoli, niepewnie koń przysunął się, po czym dotknął mojej dłoni. Pogłaskałam ją lekko po pysku. Sprawdziłam, czy nic nie zgubiła, po czym weszłam na klacz.

Gdy tylko dotarłam do swojej stajni, Shay zszedł z konia. Zanim zdążyłam zareagować, pocałował mnie. Dałam mu z liścia. Chłopak jakby nie poczuł, jedynie przesunął twarz, dając mi tą satysfakcję.

- Ał. - Dotknął swojego policzka po czym uśmiechnął się chytrze.
- Dzięki, że zauważyłeś. - Warknęłam, prowadząc konia do stajni, gdzie miałam zamiar rozsiodłać Dolce.
- Do zobaczenia, Katherine. - Powiedział cicho.

Mimo że to usłyszałam, nie odezwałam się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz